Bylem przestępcą. I podobnie jak
każdy przestępca zostałem oskarżony za niewinność. Moją winą
był jedynie fakt, że kiedyś w placówce pewnego banku wziąłem
pożyczkę. Nie u Pana Zenka za płotem w jakiejś zawszonej ruderze,
tylko w banku. Kwotę niemałą w sumie, i to na dużym procencie. Bo
bank podejmował przecie spore ryzyko.
Po kilku dobrych latach od tego
wydarzenia, i comiesięcznych wpłatach, do mojego domu przyszła
policja. Mili panowie zrobili małe przeszukanie i zabrali mnie do prokuratury. Na
przesłuchanie. Podobno skłamałem w moich dochodach i dałem komuś
jakąś łapówkę. Nic na mnie nie mieli, poza tym, że w swoim
życiu, w placówce banku zetknąłem się z pewnym obrotnym
dyrektorem, który z drugim obrotnym kolesiem miał jakiś proceder.
To była moja cała wina. Podobnie jak to, że podrobiłem podpis
księgowej z firmy, w której pracowałem i sam wypełniłem kwit o
zarobkach. Chuj z PIT-ami i z wyciągami z konta. Te chyba też
podrobiłem, choć nie przypominam sobie.
Kaucję ode mnie wzięli na kwotę
pięciocyfrową z trójką z przodu, bo inaczej siedziałbym w
areszcie z jakimiś przestępcami, równie niewinnymi, co ja. Przy
okazji też zakazali wyjeżdżać z kraju, kontaktować się z tymi
obrotnymi jegomościami z banku oraz nakazali co miesiąc stawiać na
komisariacie. Dozór policji to się nazywa. Podobne środki
zapobiegawcze zastosowano wobec mamy Magdy z Sosnowca, natomiast
marszałek województwa podkarpackiego z siedmioma zarzutami
korupcyjnymi i nie tylko, musiał za swoją tymczasową wolność
zapłacić kwotę dwa razy wyższą niż moja.
I tak śledztwo trwało 21 miesiący prawie. W tym czasie, niczym pies za rzuconym kijem, zapieprzałem z
Warszawy (gdzie mieszkam od kilku lat) do Wrocławia na każde wezwanie prokuratury. Na każde
skinienie palca. Oczywiście, nieustannie przeinaczano moje nazwisko,
a o mojej winie zaświadczał cały tłum pracowników banku, którzy
widzieli, jak podrabiam pismo z firmy, PIT-y i wyciągi z mojego
konta.
Trzy miesiące po wpłaceniu poręczenia majątkowego,
musiałem zasuwać 350 km do mądrych urzędników z wydrukiem
potwierdzającym moją wpłatę. To co ja do cholery robiłem na
wolności jeszcze?
Okazuje się, że prokuraturze
oficjalne dokumenty nie wystarczają i na potwierdzenie miejsca,
gdzie pracowałem, a było to akurat pewne wydawnictwo, musiałem dostarczyć gazety lub też wydruki z moimi artykułami.
Chuj z PIT-ami i wyciągami z konta, na które przychodziły moje
dochody.
W końcu, po wnikliwym śledztwie uznano, że jednak pracowałem tam, gdzie pracowałem, nie podrobiłem
pisma z księgowości, ani też moich PIT-ów i wyciągów z konta.
Nie wręczyłem też korzyści majątkowej. Orzeczono, że jestem
wolny, że już nie muszę stawiać się na dozór policji, a i z
kraju wyjeżdżać mogę. Oczywiście, aby otrzymać z powrotem mój
paszport, muszę osobiście zapierdalać do Urzędu Wojewódzkiego we
Wrocławiu, czyli wziąć urlop i zrobić jakieś 350 km w jedną
stronę. A przecież osobiście dostarczyłem go do ręki pani
prokurator. Czy nie powinno być tak, że zapierdala do mnie kurier z
prokuratury, albo jakiś policjant – w końcu policjanci podobno
wykorzystywani są do dowożenia wódki, żarcia czy dziwek wyżej
postawionym urzędnikom – wręcza paszport i bombonierkę w ramach
przeprosin.
Od czasu, gdy odzyskałem wolność
mija miesiąc, co oznacza, że trzy tygodnie temu moje 30 kafli
powinno być już na koncie. Z ustawowymi odsetkami, dzięki którym
z państwa polskiego wyciskam 45 zł miesięcznie. Od 30 kafli!
Kasy jeszcze nie ma. Ale to nic. Na pytanie dlaczego, dupek
z prokuratury przez telefon tłumaczył mojemu prawnikowi, że po
pierwsze był na urlopie, a poza
tym, on nie wie, na jaki numer konta mi kasę przelać. Bo przecież
30 kawałków przyniosłem w worku na ramieniu, niczym Mikołaj, nie wykonując przelewu bankowego z mojego konta.
Najpierw nasyłają policję, robią z
człowieka przestępcę, każą wpłacać kasę, bo inaczej grozi
trzymiesięczny areszt, a później mają problem z ustaleniem czegoś takiego, jak numer konta. A przecież wiedzę gdzie mieszkam, jaki mam numer telefonu i nawet, jaki jest charakter mojego pisma.
Kurwa, uwielbiam ten kraj!
Kurwa, uwielbiam ten kraj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz