poniedziałek, 29 lipca 2013

Benefity z IKEA, czyli jak...

...wkurzyć byłego współlokatora? Wystarczy wypełnić formularz, a przesyłka sama dojdzie. To dopiero początek!

Można to zrobić w IKEA...

...lub przez internet

niedziela, 28 lipca 2013

Przyjaźń damsko-męska

Jeśli mówisz facetowi, że jest atrakcyjny, jednocześnie uważasz się za jego przyjaciółkę i przy okazji skracasz dystans, to tak, jakbyś usiadła na pracującej pile tarczowej z wiarą, że nie dobierze ci się do dupy. 

niedziela, 30 czerwca 2013

Rasizm

Jeśli znęcasz się nad kimś fizycznie, to upewnij się, że jest to osoba tego samego koloru skóry. Inaczej możesz zostać posądzony o rasizm!

czwartek, 6 czerwca 2013

Cała prawda o byciu singlem

Z byciem singlem jest jak z ostatnimi minutami meczu w piłkę nożną – nie ma czasu na przeprowadzanie długiej akcji, ale chce się strzelić gola.

niedziela, 19 maja 2013

Byłem przestępcą


Bylem przestępcą. I podobnie jak każdy przestępca zostałem oskarżony za niewinność. Moją winą był jedynie fakt, że kiedyś w placówce pewnego banku wziąłem pożyczkę. Nie u Pana Zenka za płotem w jakiejś zawszonej ruderze, tylko w banku. Kwotę niemałą w sumie, i to na dużym procencie. Bo bank podejmował przecie spore ryzyko.
Po kilku dobrych latach od tego wydarzenia, i comiesięcznych wpłatach, do mojego domu przyszła policja. Mili panowie zrobili małe przeszukanie i zabrali mnie do prokuratury. Na przesłuchanie. Podobno skłamałem w moich dochodach i dałem komuś jakąś łapówkę. Nic na mnie nie mieli, poza tym, że w swoim życiu, w placówce banku zetknąłem się z pewnym obrotnym dyrektorem, który z drugim obrotnym kolesiem miał jakiś proceder. To była moja cała wina. Podobnie jak to, że podrobiłem podpis księgowej z firmy, w której pracowałem i sam wypełniłem kwit o zarobkach. Chuj z PIT-ami i z wyciągami z konta. Te chyba też podrobiłem, choć nie przypominam sobie.
Kaucję ode mnie wzięli na kwotę pięciocyfrową z trójką z przodu, bo inaczej siedziałbym w areszcie z jakimiś przestępcami, równie niewinnymi, co ja. Przy okazji też zakazali wyjeżdżać z kraju, kontaktować się z tymi obrotnymi jegomościami z banku oraz nakazali co miesiąc stawiać na komisariacie. Dozór policji to się nazywa. Podobne środki zapobiegawcze zastosowano wobec mamy Magdy z Sosnowca, natomiast marszałek województwa podkarpackiego z siedmioma zarzutami korupcyjnymi i nie tylko, musiał za swoją tymczasową wolność zapłacić kwotę dwa razy wyższą niż moja.
I tak śledztwo trwało 21 miesiący prawie. W tym czasie, niczym pies za rzuconym kijem, zapieprzałem z Warszawy (gdzie mieszkam od kilku lat) do Wrocławia na każde wezwanie prokuratury. Na każde skinienie palca. Oczywiście, nieustannie przeinaczano moje nazwisko, a o mojej winie zaświadczał cały tłum pracowników banku, którzy widzieli, jak podrabiam pismo z firmy, PIT-y i wyciągi z mojego konta.
Trzy miesiące po wpłaceniu poręczenia majątkowego, musiałem zasuwać 350 km do mądrych urzędników z wydrukiem potwierdzającym moją wpłatę. To co ja do cholery robiłem na wolności jeszcze?
Okazuje się, że prokuraturze oficjalne dokumenty nie wystarczają i na potwierdzenie miejsca, gdzie pracowałem, a było to akurat pewne wydawnictwo, musiałem dostarczyć gazety lub też wydruki z moimi artykułami. Chuj z PIT-ami i wyciągami z konta, na które przychodziły moje dochody.
W końcu, po wnikliwym śledztwie uznano, że jednak pracowałem tam, gdzie pracowałem, nie podrobiłem pisma z księgowości, ani też moich PIT-ów i wyciągów z konta. Nie wręczyłem też korzyści majątkowej. Orzeczono, że jestem wolny, że już nie muszę stawiać się na dozór policji, a i z kraju wyjeżdżać mogę. Oczywiście, aby otrzymać z powrotem mój paszport, muszę osobiście zapierdalać do Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu, czyli wziąć urlop i zrobić jakieś 350 km w jedną stronę. A przecież osobiście dostarczyłem go do ręki pani prokurator. Czy nie powinno być tak, że zapierdala do mnie kurier z prokuratury, albo jakiś policjant – w końcu policjanci podobno wykorzystywani są do dowożenia wódki, żarcia czy dziwek wyżej postawionym urzędnikom – wręcza paszport i bombonierkę w ramach przeprosin.
Od czasu, gdy odzyskałem wolność mija miesiąc, co oznacza, że trzy tygodnie temu moje 30 kafli powinno być już na koncie. Z ustawowymi odsetkami, dzięki którym z państwa polskiego wyciskam 45 zł miesięcznie. Od 30 kafli!
Kasy jeszcze nie ma. Ale to nic. Na pytanie dlaczego, dupek z prokuratury przez telefon tłumaczył mojemu prawnikowi, że po pierwsze był na urlopie, a poza tym, on nie wie, na jaki numer konta mi kasę przelać. Bo przecież 30 kawałków przyniosłem w worku na ramieniu, niczym Mikołaj, nie wykonując przelewu bankowego z mojego konta. 
Najpierw nasyłają policję, robią z człowieka przestępcę, każą wpłacać kasę, bo inaczej grozi trzymiesięczny areszt, a później mają problem z ustaleniem czegoś takiego, jak numer konta. A przecież wiedzę gdzie mieszkam, jaki mam numer telefonu i nawet, jaki jest charakter mojego pisma.
Kurwa, uwielbiam ten kraj!

sobota, 16 lutego 2013

Bo trzeba godnie zapłacić!


Teoria ewolucji zakłada, że potomkowie człowieka wypełzli z wody i potem powoli przestawali pełzać, systematycznie przybierając coraz bardziej wyprostowaną formę. Oczywiście, przez całe lata było to negowane przez kościół, czyli nieprawdziwe. Czarownice i ich praktyki też były nieprawdziwe, dlatego wielka inkwizycja, czyli coś w rodzaju Radia Maryja sprzed lat, na niby paliła je na nieprawdziwym stosie nieprawdziwym ogniem. Czarownice, nie ich praktyki.
Ewolucja to proces ciągły, dziejący się nieustannie, polegający na stopniowych zmianach, zachodzących w danym organizmie. Jesteśmy poddawani mu całe życie, podobnie jak życie poddaje nas stale różnym próbom. Najcięższej zostałem poddany w zeszłym roku, wraz ze śmiercią mojego Taty. Potem zaobserwowałem u siebie ewolucję, którą mogę porównać tylko z rewolucją. A dotyczyła ona instytucji kościoła. Dotyczyła, bo to temat u mnie już zamknięty...
Jako dziecko pamiętam, że ksiądz to był ktoś. Co tydzień Rodzice kazali mi chodzić do kościoła, co było dość upierdliwe. Bo to ławka twarda, klęczeć trzeba, drzeć mordę, a i wymawiać ciągle te same formułki, zwane modlitwami. Z drugiej strony, ksiądz był autorytetem, potrafiącym przez 20 minut mówić o jakichś sprawach, których totalnie nie rozumiałem.
Apogeum mojej wiary sięgnęło zenitu wraz z pierwszą komunią. To było przeżycie. Dostałem rower i zegarek z 16 melodyjakmi, podczas gdy wszyscy koledzy mieli taki z ośmioma. Mama i Tata zrobili mi huczną imprezę, no i w końcu mogłem się wyspowiadać. Z samych strasznych rzeczy, o jakich dowiedziałem się od księdza. Czyli z przeklinania, łapania dziewczyn za włosy, niesłuchania rodziców, niechodzenia do kościoła i podobnych. 
Później było już mniej fajnie, bo i w szkole ksiądz był mniej fajny, a całowanie ręki Henia Gulbinowicza podczas bierzmowania i jego złotego pierścienia jakoś nie spodobało mi się. Taką robotę załatwiła mi moja ukochana Babcia, kochająca dziś pewną rozgłośnię radiową. Z drugiej strony, koleżanka, która ze mną witała owego jegomościa, była zacnie zbudowana, więc i miała za co dziękować Bogu, i Heniowi. Oczywiście, w przeciwieństwie do mnie.
Na studiach już przestałem chodzić do kościoła, bo coraz mniej mi się podobało to, co wyprawia się dookoła. Pedofilia, dzieci, żony, zamiatanie brudów pod dywan, mnóstwo przeróżnych przywilejów podatkowych, jakie mają dostojnicy kościoła. Na dodatek ultrasi z Radia Maryja, tak kochający Boga i jego przykazania, że aż wyznają zasadę, znaną zresztą z wypraw krzyżowych, i mówiącą, że jeśli nie jesteś z nami, to jesteś przeciw nam.
Ewolucja związana z moim postrzeganiem kościoła i księży zakończyła się w zeszłym roku. Praktycznie cały obowiązek pochówku Taty spadł na mnie. Najpierw wizyta w szpitalu. Później zakład pogrzebowy, czyli miejsce, w którym nigdy nie byłem, prócz dnia kiedy Mamie kupić chciałem takie rękawice-kabaretki na sylwestra.
Pani przemiła, przesympatyczna i rozumiejąca moją sytuację – „prawdziwa hiena cmentarna”, jak to się mawia o niej i osobach z jej branży! Do wypełnienia papiery, do ustalenia różne szczegóły. W końcu przychodzi czas na wizytę w parafii. Ksiądz denerwuje się, że msza ma być w kaplicy cmentarnej, a nie w sobotę o 7 rano w kościele, bo pochówek jest przecież o 11.00, a Tatę znano tylko u nas na dzielni. Nigdzie indziej!
Później ugina się, robi cholerną łaskę, bo w swoich papierach nie ma wpisane, że w połowie lat dziewięćdziesiątych XX w. Tata przekazał parafii darowiznę w postaci farb do pomalowania elewacji kościoła i wnętrza oraz do pomalowania jego filii. Traktuje mnie przedmiotowo, a nie podmiotowo, jak „cmentarna hiena”, nie zważając w ogóle uwagi na fakt, że dosłownie przed chwilą odeszła osoba, która bardzo dużo dla mnie znaczyła. Chama kawał, na dodatek z włosami zafarbowanymi na czarno i orlim nosem.
Apogeum ma miejsce tuż przed wyjściem. Na moje pytanie, ile należy się za pochówek Taty, słyszę - „jeśli zależy Panu, aby Pana Tata został godnie pochowany, to proszę godnie zapłacić”!
Chętnie zapłaciłbym za niegodny pochówek... tego księdza. I to niezłą sumkę, bo godnie pochować to jego psi obowiązek!
Za takiego „opiekuna mojej duszy” i jemu podobnych, to ja serdecznie dziękuję!

P.S. Wspomniany ksiądz pochodzi z wrocławskiej Parafii Świętej Trójcy.