poniedziałek, 21 listopada 2011

Najlepsze są na rozpuszczalniku!

Należę do pokolenia, które namiętnie wąchało butapren. Jeden z moich kumpli był w tym naprawdę dobry. Tak dobry, że kiedyś pchany zapachem swojego ulubionego specyfiku, włamał się do hurtowni farb i lakierów, notabene, należącej do moich rodziców. To miejsce było dla niego rajem. Otwierał klej za klejem, chcąc wywąchać wszystko, łącznie z opakowaniami. Będąc na haju, nie zauważył tylko jednego. Że włączył się alarm... Z tego, co wiem, to i tak było najlepsze wąchanie w jego życiu. Niekoniecznie najtańsze.
Ja swojego najlepszego wąchania w życiu nie planowałem. W sumie przez przypadek zaplanowali je za mnie moi ukochani rodzice. Dlaczego? Bo jarając przez lata fajki, doprowadzili do tego, że ściany w naszym mieszkaniu zmieniły się z białych w czarne. Doprowadzili do tego, że zwyczajną emulsją ciężko byłoby je zamalować. Ale od czego są emulsje niezwyczajne? Emulsje do użytku zewnętrznego, pokrywające wszystko na swojej drodze? Zupełnie, jak filmowy "Tulipan".
Rzeczywiście, białe, gęste jak kisiel, spisywały się znakomicie. Wystarczyła jedna warstwa, by mieszkanie zaczynało lśnić. Chytry plan rodziców działał znakomicie. Nie przemyśleli tylko jednego. Mianowicie tego, że farby zewnętrzne rozcieńcza się rozpuszczalnikiem. Prawdziwym nitro, niemiłosiernie wręcz dającym po nozdrzach.
Jako że mam ponad 1,80 m wzrostu, zawsze podczas domowego malowania byłem specjalistą od sufitów. Stojąc na zwykłym krześle, mój nos znajdował się naprawdę blisko farby. Jak każdy dzieciak, lubiłem ten zapach. Jeden pokój jeszcze na mnie nie zadziałał, ale drugi i trzeci (malowanie szło pełną parą) uderzyły mi w łepetynę. Wiele z tego malowania nie pamiętam. Tylko tyle, że ze trzy godziny ryczałem ze śmiechu, że zamalowałem jeden obraz, który na szczęście nie kosztował kroci, i że mój brat po ciemku pojechał do sklepu samochodem bez włączonych świateł.
Dzisiaj, jadąc rowerem do mieszkania z emulsją uwieszoną na rączce (3-litrowa puszka plastikowa), miałem mały wypadek. Wpadłem w dziurę na chodniku, przez co urwał się uchwyt, a farba wylądowała na ziemi. Nawet nie zwolniłem, tylko obejrzałem się za siebie i pojechałem dalej.
Teraz, 10 godzin po tym incydencie, myślę sobie, że moja reakcja byłaby zupełnie inna, gdyby farba waliła rozpuszczalnikiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz