poniedziałek, 28 listopada 2011

Piękna twarz... Syrenki

Od dziecka interesuję się motoryzacją. Prawdę mówiąc, to całe moje życie w pewien sposób toczy się wokół niej. Tym bardziej że z kobietami mi nie wychodzi, pomijając fakt, że kilka z nich wyszło mi bokiem. I długo bolało, ale tylko za pierwszym razem.
Jak byłem jeszcze małym pulpetem, żyjąc w czasach, gdy półki sklepowe świeciły pustkami, zbierałem resoraki. Pierwszego Matchboxa dostałem pod choinkę. Drugiego niewiele później - na urodziny. Oczywiście, szczęście w postaci kolejnego nowego resoraka rodzice dozowali mi niezwykle rzadko. Dlatego było tym większe. Bardzo dbałem o swoje modeliki. Owszem, bawiłem się nimi często, ale nie stukałem ich ze sobą, ani nie zrzucałem z balkonu naszego bloku. Po każdej zabawie czyściłem je i równiutko układałem na półce.
Gdy byłem nieco starszy, liznąłem trochę mechaniki samochodowej. Pierwszy "duży Fiat" mojego taty nie psuł się specjalnie często. Zjadała go za to rdza, więc trzeba było się z nim rozstać. Drugiego Fiata 125p chyba przez cały dzień wybieraliśmy w opolskim Polmozbycie. W końcu decyzja padła na tego w kolorze kości słoniowej. Sprawiał wrażenie najlepiej poskładanego. Jednak nie był! Zepsuł się już w drodze do domu. Później psuł się nagminnie. Pamiętam, jak tata naprawiał go pod blokiem, a ja mu zawsze pomagałem. To przytrzymywałem lampę, podwałem części lub narzędzia. Ale dzięki temu dowiedziałem się, jak wygląda panewka, wałek rozrządu, świeca, wahacz i inne. Już wtedy byłem pewien, że chcę się związać z motoryzacją. I tak też zrobiłem.
Apogeum miało miejsce podczas tegorocznych wakacji. To był sierpniowy piątek. Impreza w Ustce. Nagle ją zobaczyłem w pełnej krasie. Była piękna. Świetna linia nadwozia, genialne proporcje, stan idealny. Stała tam sama niedaleko morza. Wyglądała niczym muza, opiewana przez wieku w wierszach poetów. Biły od niej piękno, żar.
Mimo sporego upojenia alkoholowego, no dobrze, za sobą miałem już z 7 piw, nie mogłem sobie odmówić kontaktu z nią. W jednej chwili zacząłem ręką jeździć po jej błotnikach i kołach. Pieściłem jak psa sąsiadów. Byłem w raju. Umarłem i narodziłem się ponownie. Ekstaza trwała ze... dwa piwa. Potem już niewiele pamiętam, a obudził mnie poranny ból głowy.
Gdy następnego dnia wróciłem w to samo miejsce, ona nadal tam stała. Ustecka Syrenka! Była piękna, jak ją zapamiętałem. Po chwili jednak zauważyłem kamerkę internetową. Czar prysnął i pojawił się wstyd!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz