środa, 14 grudnia 2011

Bliskie spotkanie drugiego stopnia

"Jak człowieka przyprze to zapomina o regulaminie!". Świadkiem podobnych historii byłem wielokrotnie. Zresztą nieraz sam zapominałem o jakimkolwiek regulaminie. Szczególnie po kilku piwach, nie mówiąc już o jabolu czy takim przezroczystym napoju pędzonym ze zboża. Przy pomocy tego ostatniego przystroiłem niegdyś podłogę, niejedną umywalkę, drzwi czy nawet okno, którego nie zdążyłem otworzyć. Na swoją korzyść zaliczam jednak fakt, że nigdy nie przystroiłem osoby postronnej. A przynajmniej tego nie pamiętam.
Jeden z moich kolegów miał za to spore doświadczenie w wykonywaniu stroików jedynie z własnym udziałem. W czasach liceum pił bez umiaru, co akurat nie zmieniło się do dzisiaj. Później zasypiał gdzieś pod krzakiem czy na jakimś krześle, jeśli impreza odbywała się np. w domu i był tak wycieńczony, że jeszcze później nie miał siły wstać. Całe szczęście, że ta wybitnie imprezowa jednostka rzygała głównie po sobie, dzięki czemu okoliczny krajobraz cierpiał niewiele. Że określa się nas, jako "człowieka rozumnego" - homo sapiens po łacinie - to po którymś razie kolega rzeczywiście poszedł po rozum do głowy. Nie! Nie przestał pić, tylko zaczął nosić ze sobą ubranie na zmianę, co zaowocowało tym, że mógł pić jeszcze więcej. 
Przyparcie do muru innego rodzaju obserwowałem nieraz w lesie, szczególnie w czasach, gdy namiętnie biegałem na orientację. Na treningach podczas obozów kondycyjnych nieraz zdarzało mi się wbiec na jakąś polanę, na której stał zaparkowany samochód. W środku - akcja na całego. Szyby zaparowane, auto chodzi to w jedną, to w drugą stronę. Raz szybciej, raz wolniej. Że byłem po szkole mojego Dziadka, to wiedziałem co jest grane. Najlepszy w tej sytuacji był popłoch, gdy na chwilę on lub ona, zamiast dupy, unieśli głowę, by sprawdzić co się dzieje dookoła. Bezcenne!
Kiedyś z pewną parą przeżyłem niemal bliskie spotkanie trzeciego stopnia. To było w środku naprawdę rozległego lasu. Droga, którą akurat biegliśmy, ciągnęła się dobrych kilka kilometrów. Była prosta, jak lewy bok mojego telefonu. I prawy też. W mojej grupie znajdowało się z 5 osób. W trakcie treningu, jeśli na to jeszcze siły pozwalały, nigdy mi się gęba nie zamykała. Zresztą do dziś ciężko mnie uciszyć. 
Biegniemy, rozmawiamy, kontrolujemy tempo i nagle ktoś rzuca tekst - "dobiegamy do tego białego kamienia i zawracamy". Zbliżamy się, a kamień, rzeczywiście biały jak mąka, zachowuje się, jakby był żywy. Przez chwilę po głowie krąży mi myśl, że może to moje zmęczenie daje znać o sobie. Mógłbym w to uwierzyć, gdyby nie to, że kamień porusza się, niczym różowy króliczek z reklamy baterii Duracell.
Nie chcąc przeszkadzać, zawracamy wcześniej. Tak, by naszemu nowo poznanemu, białemu króliczkowi baterie się nie wyczerpały.
"Bo jak człowieka przyprze, to zapomina o regulaminie!". 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz